czwartek, 27 lutego 2014

Najgłośniejsze wymiany Cavs (5). Brakujące ogniwo


Rafał Jurasinski
Początek sezonu 2008/09. Cavaliers rozczarowani poprzednimi rozgrywkami i porażką z Bostonem w finale konferencji dochodzą do wniosku, że najbardziej "kuleje" pozycja rozgrywającego. Nie szukają daleko, nieopodal w Milwaukee miejscowi decydenci zgadzają się oddać za miedze robiącego stałe postępy playmakera, Mourice'a Williamsa.


Duża wymiana z minionego sezonu nie doprowadziła Cavs do upragnionego mistrzostwa i pokazała, że LeBron James wspomagany Illgauskasem, Wallacem, Szczerbiakiem i Westem to za mała siła na doświadczony Boston Celtics. Minimalna porażka w PO wskazywała, że zmiany powinny być kosmetyczne, a najsłabszym ogniwem wyjściowej piątki uznano Delonte Westa. Ówczesny GM Denny Ferry nie szukał rozgrywającego z wielkim doświadczeniem. Postawił na zawodnika "na dorobku" przed którym malowała się ciekawa przyszłość. Mo Williams wraz z "Królem" mieli stworzyć najlepszy duet ofensywny w lidze i doprowadzić Cavs do mistrzostwa NBA.

Straty po naszej stronie były niewielkie. Oddaliśmy Joe Smitha, dla którego bycie wymienionym stało się chlebem powszednim. Aż 15 razy pakował walizki i przedstawiał się w nowym miejscu pracy. Razem ze Smithem (odszedł do Thunder) straciliśmy kolejnego podróżnika (11 klubów w karierze) Damona Jonesa, który zasilił Bucks. Jones był powszechnie lubianym zawodnikiem Cavs z racji na jego akceptacje dla swojej pozycji w drużynie, typowego zadaniowca, z której wywiązywał się bardzo dobrze. Niemniej jednak transfer jak najbardziej na plus. Dwóch zaawansowanych wiekowo rezerwowych za świetnego rozgrywającego z możliwością dalszego rozwoju. Skład wydawał się być kompletny.

Drużyna z Mo grała świetnie. Wygrała aż 66 meczów w sezonie regularnym, stając się jedną z najlepszych w historii regular season. Williams zagrał w ASG w którym zdobył 12 punktów. Wszystko wyglądało pięknie do czasu finału konferencji gdzie nie sprostaliśmy Orlando Magic. Byliśmy zdecydowanym faworytem tej serii, lecz zabrakło  nieco pokory i chłodnej głowy w końcówkach zaciętych spotkań, które rozgrywane były na zasadzie "jak trwoga to do Boga", a nasz Bóg jednak wszechmocny nie był, choć nie dużo mu brakowało do doskonałości. Seria z Magic pozostanie w pamięci kibiców Cavs na długie lata...

Kolejny sezon to znów świetna gra w sezonie (61 W) i rozczarowanie w play-off gdzie lepszy był Boston wygrywając 4-2. To znów niemiła niespodzianka dla nas, gdyż faworytem był zespół z Ohio. Bolało też to, że wszystkie mecze tej serii kończyły się różnicą powyżej 10 punktów i kilka razy kompletnie nie nawiązaliśmy walki z Celtami. Był to koniec wielkiego składu Cavs. Rok później wylądowaliśmy na samym dnie.

Mo Williams po odejściu Jamesa miał stać się liderem drużyny, która przecież złego składu wcale nie miała. Zadanie to było jednak za trudne dla niego. Drużyna rozsypana psychicznie i trapiona kontuzjami przegrywała mecz za meczem. Sternicy Cavs postawili na odbudowę poprzez draft, a Mo był najbardziej łakomym kąskiem z naszego składu. Zgłosili się po niego Clippers oddając nam Barona Davisa i swój pick w pierwszej rundzie nadchodzącego draftu. Pick ten okazał się potem numerem jeden zamienionym na Kyrie Irvinga. Tym samym Mo Williams po raz drugi stał się bohaterem świetnego transferu! Podczas 2,5 roku w Cleveland zrobił wystarczająco dużo, aby zapamiętać go dobrze. Oklaskując popisy Irvinga pamiętajmy,że gdyby nie opisywany transfer Kyriego nie byłoby w Cleveland!

W kolejnej części "wszystko na jedną kartę" czyli ostatni sezon LBJ... coming soon!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz