poniedziałek, 30 czerwca 2014

Po co szukać dziury w całym?

Cezary Szwarc
Rozumiem, że jest offseason, że nie ma za bardzo o czym pisać (ile można o LeBronie i Melo), ale na po co doszukiwać się błędu w wyborze Cleveland Cavaliers z pierwszym numerem draftu? Wiem, że tytuły mówiące "Cavs zrobili źle wybierając Wigginsa" dają sporą klikalność, ale czy ktoś naprawdę w to wierzy? To sztuczne budowanie zamieszania - bo w Cleveland zawsze spieprzą - więc i tym razem na pewno dali ciała.

Pamiętam, jak rok temu żałowałem, że to w tamtym naborze, kiedy CC mieli #1 nie było Andrew Wigginsa. Było o nim głośno już od kilku lat. Zespoły przygotowywały się do tankowania całego sezonu, żeby go zdobyć. W internecie można było kupić koszulki, ściągnąć tworzone przez fanów grafiki. Teraz nawet kibice tamtych drużyn, mówią - A tam... W sumie to ten Wiggins taki dobry nie jest. Słabo kozłuje, ma krzywe zęby (naprawdę ludzie potrafią się do tego przyczepić).

Powstawały strony internetowe - tankingforwiggins.com.


W trakcie sezonu NCAA dla Wigginsa wyrosło dwóch kontrkandydatów do pierwszego picku. Jego odwieczny, lecz oceniany od zawsze trochę niżej, rywal Jabari Parker i kolega z drużyny, niebywały talent podkoszowy - Joel Embiid. Andrew nie grał gorzej od nich. Nie stracił też w oczach skautów i nadal uważany był (jest) za zawodnika z największym potencjałem wśród "draftowiczów".

Nazywany nowym LeBronem Jamesem, choć nigdy LBJ'a mi nie przypominał i grać jak on nie będzie. To inny zawodnik, ale po słabych wyborach Cavaliers w poprzednich dwóch draftach, nie uważam, że będzie miał do wypełnienia dziurę po Jamesie. Zarząd i fani wciąż oczywiście spoglądają w stronę Florydy, a klub nad żyje w cieniu "The Decision", ale nieprawdą jest, że na Wigginsie będzie ciążyć presja zastąpienia LeBrona. Nie odczuje on nawet presji z jaką mierzył się Kyrie Irving, który w 2011 roku został namaszczony na nowego lidera drużyny, ani tej Anthony'ego Bennett, jako ogromnego zaskoczenia draftu.

Zastanawiam się, czy to nienawiść do Cleveland, internetowy hejt, szukanie dziury w całym, szukanie tematu, a może po prostu zazdrość? To ostatnie brzmi pewnie dla wszystkich tych, którzy nie kibicują Cavs niedorzecznie, ale hej - mówienie, że ktoś nie chciałby w swoim ulubionym klubie Andrew Wigginsa jest trochę jak mówienie, że nie chciałby LeBrona Jamesa. Nie porównuję ich. Według mnie nikogo nie da się porównać do LeBrona, ale udawanie, że Wiggins by się nie przydał, jest słaby, nie sprawdzi się w NBA, albo że ta pozycja jest już w klubie zajęta jest po prostu głupie.

Nie znamy przyszłości. Nie wiemy jak potoczy się kariera Wigginsa, ale wszyscy ślinili się na myśl o jego wyborze rok temu. Aż tak wiele się przez ten czas nie wydarzyło, a teraz okazuje się, że postawienie na największy talent przychodzący do NBA, być może od 2003 roku, jest złym wyborem?

Co lepszego w takim razie mogli zrobić Cavs? Wymienić pick za kilku niepewnych grajków z dalszych numerów naboru i dajmy na to Arrona Afllalo? Wybrać Jabariego Parkera, który nawet gdyby całe Cleveland stało się mormońskim miastem nie chciałby tu grać? Swoją drogą jakie są różnice między C-Town, a Milwaukee? I tu piździ i tu piździ. Tam podobno dobrze żyje się lesbijkom, a w Cleveland raz na jakiś czas przewinie się morderca, o którym kręcą filmy... z nazwiska podobny do ex-Kawalerzysty. Co innego zrobić? Wybrać Joela Embiida? Za duże ryzyko, kiedy możesz mieć Wigginsa. Embiida chciałem w Ohio najbardziej, ale nie wiemy, czy to nie Greg Oden in the making...

Po co ta nagonka? Możemy oczywiście przewidywać: Jaka będzie presja? Czy będą go porównywać do LeBrona? Czy nadrobi braki w umiejętnościach? Czy przybierze na masie i w ogóle poradzi sobie w NBA? Przewidywać, bo nie wiemy co się stanie. Kto wie, może spełnią się najgorsze scenariusze (odpukać), ale na tę chwilę nie było lepszego wyboru dla Cavs.

A teraz pomyśl, co rok temu o nim myślałeś i zastanów się, czy nawet w innych okolicznościach jest lepszy wybór, niż Andrew Wiggins?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz