Michał Fedusio
Gdy całe Cleveland oczekuje na
przybycie Kevina Love, jest jeszcze ktoś, kogo chętnie zobaczylibyśmy w naszej
organizacji. Ostatnio wokół tej osoby zrobiło się ciszej, brakuje też świeżych konkretów.
Może to cisza przed burzą? Stan swoich kości przed potencjalnym 19. sezonem w
NBA wciąż bada Ray Allen. Jeśli testy wypadną pozytywnie, prawdopodobnie
dołączy on do LeBrona jako czwarty członek mistrzowskich Heat z 2013 roku w
naszych szeregach.
Allen od samego początku czuł się
w NBA jak ryba w wodzie. Wyróżniający się debiutant, gra przeciwko Jordanowi w
szczytowej formie, All-Star jeszcze za czasów gry w Bucks, czołowa postać w
Sonics i świetny duet tworzony z Rashardem Lewisem. Mistrzostwo NBA w Celtics,
kolejne w Heat i w końcu status najlepszego strzelca zza łuku w historii ligi. Jego
nadgarstek powinien być odlany w brązie i wystawiony w Międzynarodowym Biurze
Miar jako ideał katapulty rzucającej za trzy.
Mimo takich osiągów, Allen mentalnie jest gotowy na kolejne
wyzwania (czytaj: chęć walki o trzeci
tytuł). Nie wiadomo jednak, czy tę samą gotowość sygnalizuje jego ciało. Ray utrzymywał je przez lata w
nienagannej kondycji. Nie tył podczas
lokautów, nie luzował podczas urazów, rehabilitacji czy postseason. Pewnie
nawet po zakończeniu kariery będzie wyglądał równie świeżo, co teraz.
Równo 1300 gier w sezonie regularnym i 171 w playoffs muszą
ciążyć na jego kolanach. Widać, że 39-letni Sugar Ray ma jednak zakusy na grę w przyszłym sezonie. Nie ogłosił po
przegranych finałach z Heat zakończenia kariery. Podobno przyjmuje też argumenty za
pozostaniem w grze, jakimi bombardują go: James Jones czy Mike Miller. Oprócz
nich, z Florydy do Cleveland przeprowadził się także dobry szpulas Allena, który przy okazji jest
najlepszym koszykarzem globu – LBJ. Kto wie, czy to właśnie nie ten fakt
spowodował, że Ray wciąż się zastanawia…
A co mogliby zyskać przy tym Cavs? Wydaje się, że sporo.
Kolejny mentor dla młokosów, człowiek ograny w finałach NBA, który niedawno
poczuł smak zwycięstwa. Do tego świetny zadaniowiec nadal potrafiący uratować
serię, gdy nic się nie układa (patrz mecz nr 6 Heat-Spurs z ubiegłorocznych
finałów). Z pewnością Ray to też inteligentny, mądry facet, który mógłby trochę
pokierować gorącą głową Diona Waitersa
(o ile jest to wykonalne?). A wracając na parkiet: mielibyśmy seryjnego
trójkowicza, którym kilka lat temu na koniec kariery był chociażby Anthony
Parker. Bo trudno wzbudzać grozę, gdy Twoimi najlepszymi rzucającymi trójki są Spencer
Hawes czy C.J. Miles…
Sam Allen miałby też niezłego questa: najpierw rujnował
wielkie marzenia kibiców Cleveland jako gracz Celtics, później u boku swojego
dawnego rywala (LBJ) wygrał mistrzostwo w Miami. Pora na dopełnienie ich
wspólnej misji i wspólną walkę po właściwej stronie mocy.
Trzymajmy kciuki za kolana Raya Allena.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz