czwartek, 31 października 2013

Wrócili i wygrali! Cavaliers pokonali Nets na otwarcie sezonu!


Cezary Szwarc
Cleveland Cavaliers pokazali serce do walki i wygrali w swoim pierwszym spotkaniu w sezonie 98-94 z Brooklyn Nets. Drużynie z Ohio nie układała się gra ofensywna w czwartej kwarcie, przez co stracili większość swojej przewagi, jednak nadrabiając w defensywie byli w stanie utrzymać się przed rywalami. O wszystkim zadecydowały ostatnie akcje, w tym dwa punkty zdobyte z półdystansu przez Andersona Varejao na 28 sekund przed końcem spotkania.

Emocje rosły z każdą minutą przed pierwszym starciem, jednak prawdziwa bomba spadła na nas na około jedną godzinę przed rozpoczęciem gry. Jason Lloyd z Akron Beacon Journal wrzucił taki oto wpis na twitter:


Kibice dosłownie oszaleli. Zacząłem szukać więcej ćwierknięć na ten temat wśród osób, które sam śledzę, a później także wśród wpisów z wykorzystanym "Andrew Bynum". Nie można było się w tym odnaleźć. Ludzie mówili, że za grającego Andrew Bynuma mogliby zapłacić dwa razy więcej za bilety. Poszczęściło się im. A.B. nie rozpoczął meczu i nie miał wychodzić na parkiet kilka razy, aby nie rozgrzewać, chłodzić, a następnie znowu rozgrzewać swoich glinianych nóg.

Nieźle zaczęli nasi rywale, dla których pierwsze sześć oczek zdobył jeden z ex-bostończyków, Paul Pierce. Nie daliśmy się jednak zupełnie uśpić i wykorzystując przewagę szybkości naszych wysokich, zdobyliśmy kilka oczek, wyrównując stan gry. Na niecałe cztery minuty przed zakończeniem pierwszej ćwiartki spotkania przy linii bocznej uniósł się kolos w bordowej koszulce i powędrował w stronę stolika sędziowskiego. Kibice przywitali Bynuma gromkimi brawami, a ja nie potrafiłem oderwać wzroku od jego gry. Center rozegrał końcówkę pierwszej i początek drugiej kwarty, notując 3 punkty, 3 zbiórki,  2 asysty i 2 bloki.
"Jesteśmy zupełnie innym zespołem, kiedy on wkracza na boisko." - Mike Brown.

Co warte odnotowania, Cavaliers prowadzili przez większość spotkania, pomimo słabej postawy swojego lidera - Kyrie Irvinga. Młodzieniec często wpadał w pułapki kilku rywali (nawet po opuszczeniu parkietu przez Derona Williamsa - ograniczone minuty po kontuzji kolana) i ledwo udawało mu się z nich uciec. Wraz z Dionem Waitersem nie byli też w stanie zaliczyć skutecznego wejścia pod kosz, bowiem czekały tam na nich blokujące, długie, ręce Kevina Garnetta i Brooka Lopeza. Kyrie zagrał jednak bardzo wszechstronnie (15 punktów, 7 zbiórek, 9 asyst ) i dorzucił cztery kluczowe rzuty wolne w ostatnich sekundach, a Dion w końcu znalazł swój sposób na Nets i zaliczył kilka pięknych oczek z półdystansu.

Co do tego typu zagrań, to najważniejszym rzutem był ten na 28 sekund przed syreną końcową. Przy remisie po 91, Irving szukał szansy na zdobycie punktów, ale podwojony przez przeciwników, zmuszony był oddać piłkę do jedynego wolnego zawodnika, którego udało mu się dojrzeć. Był to Anderson Varejao stojący około pół metra za linią rzutów wolnych. Czas uciekał, a obrońca nie zbliżył się odpowiednio. Brazylijczyk rzucił, a piłka "na czysto" wpadła do obręczy. Jeszcze podczas poprzedniej kadencji Mike Browna w Cleveland takie rzuty powodowały automatyczne zamykanie się oczu trenera, ale teraz było inaczej. Po meczu coach wspominał, że był spokojny o ten rzut, bo The Wild Thing poczynił ogromny postęp ofensywny w ostatnich latach. Ogółem Andy zapisał na swoim koncie 11 oczek, 8 zbiórek i 3 asysty.

Najlepszy występ zanotował mój osobisty kandydat do nagrody MIP, Tristan Thompson. Niemiłosiernie ogrywał przodem do kosza wysokich zawodników z Brooklynu. Lewa ręka, prawa ręka, wejście w jedną stronę, w drugą, pompka i kolejne oczka. Tak aż do 18 zdobytych na skuteczności 8/13 z gry i przy 9 zbiórkach. Solidnie zagrali też Jarrett Jack, który wspaniale dowodził na parkiecie - 12 punktów, 3 zbiórki i 3 asysty, oraz Earl Clark - 9 oczek i 8 zbiórek.

W dalszym ciągu zawodzi Anthony Bennett (2 punkty 5 zbiórek 0/5 z gry), który nie może znaleźć sobie miejsca na parkiecie. Bez przerwy kręci się w okolicach siódmego metra, a rzucanie zza łuku wcale nie wychodzi mu tak dobrze, jak na uczelni. Jedyne, czego nie można mu odmówić to serca do walki. Mimo wciąż widocznej nadwagi, przewagi wzrostu rywali, można było zauważyć, ile pracy wkładał w zespołową obronę.

Kolejny mecz Cavaliers rozegrają już w piątek, a ich rywalami będą Charlotte Bobcats!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz