środa, 20 sierpnia 2014

Niepokorny Dion Waiters: krzta talentu, łut szczęścia

Michał Fedusio
Do napisania tego tekstu zainspirował mnie ostatni podcast #CavsPL. Mając nadzieję, że wkrótce dorzucę tam swoje pięć groszy, skupiłem się na rozważaniach o "czarnych charakterach" mistrzowskich ekip. Był przecież Dennis Rodman w Bulls, był Rasheed Wallace w Pistons, był Ron Artest w LA Lakers. Nie było dane nim być dla Delonte Westa, który idealnie pasowałby do klanu freaków z pierścieniem na palcu...albo gdziekolwiek indziej. W Cavs nie mamy już Westa, mamy za to Diona Waitersa. I choć lista jego oryginalnie głupich zachowań jest szczuplejsza, z pewnością pretenduje on do tego, by wejść z buta do tego jakże zacnego grona.

Podobnie jak pozostali wyżej wymienieni, Waiters jest solidnym zawodnikiem i dotychczas pełnił jedną z ważniejszych ról w Cleveland. Decyzja 2.0 zmieniła tego lata niemal wszystko w Ohio, ale nr 4 Draftu 2012 powinien nadal być starterem i 3-4 opcją w ataku. Naszemu shooting guardowi nie można odmówić umiejętności, ale przy trudnym charakterze, pomogło mu też szczęście. To też dzięki niemu, nadal jest tu, gdzie jest - w ekipie celującej w Puchar Larry'ego O'Briena.

Waiters miał farta odkąd przyszedł do NBA. Najpierw Cavs jak zwykle zaryzykowali, wybierając go tak wysoko w naborze do ligi. Owszem, mówiło się o nim jako Top10 Draftu, ale raczej upatrywano go w dolnej części tego zestawienia. Ostatecznie założył czapkę z logiem swojej organizacji szybciej, niż chociażby Damian Lillard.

Były gracz Syracuse niemal z miejsca miał stać się realnym wsparciem dla Kyriego Irvinga oraz drugą opcją w ataku Kawalerii. W pierwszym roku rzucał prawie 15 punktów na mecz i dodawał równo 3 asysty - to dało mu angaż do All Rookie Team. Swoją grę wyrażał przyzwoitymi liczbami, ale brakowało w niej iskry, jego trafienia rzadko były na prawdę ważne. Pomijając oczywiście fakt, że większość meczów kończyło się sromotnymi porażkami.

Z biegiem czasu, w mediach coraz częściej słyszało się, że Waiters ma wybujałe ego, uważa się za lepszego gracza, niż rzeczywiście jest. Miewał tendencje do kłótni i psucia chemii w zespole. Co prawda nie dorównywał on jeszcze w tej "profesji" do Andrew Bynuma, ale spinanie pośladów poza parkietem musiało frustrować i tak podłamanych swoim bilansem Cavs.

Już na początku poprzedniego sezonu mówiło się, że Dion będzie wymieniony. Nieoficjalnie - właśnie z tych powodów. Jared Zwerling piszący dla Bleacher Report pisał w listopadzie 2013 roku, że Waiters jest otwarty na opcję transferu do 76ers, gdyż, w jego mniemaniu, byłby tam liderem drużyny. W grę wchodziła też wymiana do Knicks lub Bulls. Ci ostatni byli podobno kuszeni nim już wcześniej. Do trade'u jednak nie doszło, a wznoszące się ponad parkiety ego spowodowało cichy konflikt Diona z Irvingiem. Statystyki bohatera artykułu niewiele zmieniły się od debiutanckiego sezonu: trochę słabiej z gry, lepiej zza łuku. Mniej zbiórek, więcej przechwytów...Co jakiś czas pojawiały się też mniej konkretne plotki o wymianach, m.in. ponownie do Philly. Ale to przeszłość.

Tajemnicą Poliszynela są relacje Waitersa z LeBronem Jamesem. Obaj prezentują odmienny poziom sportowy, mają inne charaktery, usposobienie oraz styl radzenia sobie z przeciwnościami losu. Niemniej, King James ogłaszając całemu światu powrót do domu, zaznaczył, że ekscytuje go perspektywa gry z...Dionem. Człowiekiem, który będąc momentami liderem drużyny, zaliczył pierwsze w karierze double-double dopiero w połowie marca tego roku. Zaszczytu pojawienia się w liście LBJ'a nie dostąpiła nawet (wciąż) nasza tegoroczna jedynka - Andrew Wiggins. Już wtedy było wiadomo, że w silnym Cleveland będzie miejsce dla naszego szczęściarza. Zabraknie go natomiast dla (być może) przyszłej ikony tego sportu. Taki farcik.

Ale Waitersa samo znalezienie się w zacnym gronie otaczającym Jamesa nie satysfakcjonuje. W sezonie ogórkowym co rusz dorzuca nam on kolejnych nowin. Zdradził mediom, że wiedział o decyzji LeBrona już kilka dni przed jej upublicznieniem. Ponadto, stanowczo zażądał, także na łamach prasy, że chce być starterem nowej potężnej drużyny....mocne...

Oczywiście - Waiters mógłby być starterem i bez tej szopki. Być możne nawet należałaby się mu pierwsza piątka, ale warto dać czas Davidowi Blattowi. LeBronowe lobby przepychające Waitersa okaże się jednak zbyt silne, a nasz bohater powinien spać spokojnie. Niezależnie od kolejnych transferów, których przecież może być tego lata jeszcze kilka. Znowu nie powinna grozić mu także wymiana. Dobrze, że do 2016 roku nie ma mowy o podwyżce...

Wypada liczyć, że wraz ze wzrastającym poczuciem zajebistości, do góry stale pnie się też efektywność i forma sportowa naszego niepokornego gracza. Oby na tyle, aby stał się przy okazji niepokornym mistrzem koszykówki, a nie fochów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz