sobota, 16 listopada 2013

Cleveland Cavaliers – Washington Wizards, czyli oczy polskiego basketu skierowane w stronę teamu z Ohio


Mateusz Jakubiak
Już dzisiejszej nocy czeka nas kolejny etap batalii pomiędzy Cleveland i Waszyngtonem. Czy LeBron James po raz kolejny uciszy DeShawn’a Stevensona a Brendan Haywood po raz kolejny wyleci z parkietu za niesportowe zachowanie? A może już dziś Gilbert Arenas pokaże swój, często zamaskowany, talent? Lub Delonte West znów zamknie usta wszystkim swoimi trójkami w kluczowych momentach meczu?

Tak mogłaby się zaczynać zapowiedzieć tego meczu jeszcze kilka lat temu. Cavs toczyli z „Czarodziejami” zacięte boje w Playoffs, często zakończone bolesnymi kontuzjami zawodników obu zespołów. Teraz sytuacja w obu drużynach jest zgoła inna. Obydwie dawno nie grały w Playoffs, w lidze człapią gdzieś w ogonie stawki. Obecny sezon miał wreszcie to zmienić. Póki co na to się nie zanosi. Niestety.

Nadchodzące spotkanie może być przełomowym dla którejś z drużyn. Oba teamy ostatnio częściej się kompromitują aniżeli pokazują pełnię swoich możliwości. Wizards (2-6) i Cavs (3-7) nie wyglądają najlepiej. Goście z Ohio przystąpią do meczu z serią trzech porażek z rzędu, na wyjeździe jeszcze nie udało się im zwyciężyć (0-6). Wizards posiadają identyczną serię, jednak raz udało im się zwyciężyć w obcej hali.

Cavaliers przystępują do meczu po pierwszej domowej porażce w tym sezonie – z Charlotte Bobcats. Trudno kogokolwiek wyróżnić za wczorajsze spotkanie. Defensywa, a przede wszystkim ofensywa CC, wyglądają w tym sezonie fatalnie. Wine & Gold zdobywają średnio 92.8 pkt na mecz, tracą zaś aż 101.4 pkt. Miały na to wpływ chociażby wysokie porażki w Minnesocie i Chicago. U Wizards przedstawia się to odrobinę lepiej. Zdobywają średnio 100.5 pkt na mecz. Tracą 104.8 pkt.  Jednak ostatnie trzy mecze pomiędzy oboma drużynami Cavs rozstrzygnęli na swoją korzyść.

Nie da się ukryć, że dla nas, polskich fanów Cavaliers, może to być mecz z dodatkowym smaczkiem. W ekipie ze stolicy Stanów Zjednoczonych gra nasz jedynak w NBA – Marcin Gortat. Nie zaczął on sezonie najlepiej. Jakby tego było mało, swoją wypowiedzią o tym, że „Czarodzieje” mają szansę na wygranie 50 meczów w sezonie regularnym wzbudził więcej uśmiechów politowania aniżeli głosów uznania. Doszło do tego, iż pojawiły się plotki o możliwości kolejnego transferu Gortata. Wśród podobno zainteresowanych są takie zespoły jak: Los Angeles Clippers, Oklahoma City Thunder czy New York Knicks. Trudno powiedzieć ile w plotkach jest prawdy a ile zwykłego, dziennikarskiego „bajania”.

Póki co Marcin w tym sezonie notuje średnio 12.8 pkt na mecz, 9.8 zbiórek i 1 asystę. Przed spotkaniem poprosiłem dwóch naszych redaktorów o swoją opinię na temat gry Gortata w NBA i jego klubowych wyborów. Oto one:

Cezary Szwarc: Gortat zaliczył ogromny progres w NBA. Od głębokiej rezerwy, przez drugiego centra Magic, przez specjalistę od defensywy, po zawodnika z niezłym rzutem, dobrą grą w okolicach kosza i świetną obroną. Jego najlepszym okresem według mnie były czasy Phoenix Suns ze Stevem Nashem. To jednak już nie wróci. Możemy jedynie liczyć, że John Wall rozwinie się jako PG na tyle, aby Gortat bez problemu zaliczał statystyki 16/12. Byłoby pięknie.

Rafał Jurasiński: Najlepszy okres Marcina to bez wątpienia sezon w Phx razem z Nashem, Hillem, Dudleyem i Fryem w piątce. Obawiam się jednak, że mogło to być apogeum jego formy. Niemniej jednak jestem zadowolony z jego przenosin do dystryktu Colombia. Początek ma obiecujący a powinno być jeszcze lepiej kiedy zgra się z drużyną i "złapie" grę obronną Wizards. Właśnie do bronienia został sprowadzony tam. Przy rozwijających się 3 młodzianach Wall - Beal - Porter, MG może pograć w play off i kręcić staty na poziomie 15/10. Oby udało mu się podpisać tam kolejny kontrakt, bo to drużyna dla niego!

Bardzo ciekawie zapowiadają się pojedynki Gortata z Andrew Bynum’em, który ma wrócić po pauzie w dwóch ostatnich spotkaniach. W odwodzie jest też Anderson Varejao, który nie przepuszcza nikomu w walce pod koszem. Nie możemy również zapominać o liderach obydwu drużyn. John Wall i Kyrie Irving to nazwiska, które gwarantują dużo efektownych akcji. Ich match-up może być największą radością wieczoru. Oby z korzyścią dla Kawalerzysty. Początek meczu już dziś w nocy o godzinie 1:00 polskiego czasu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz