poniedziałek, 20 stycznia 2014

Anthony Bennett. Co dalej?

Jacek Mazurek
Minął już czas kiedy zastanawialiśmy się czy można było lepiej wybrać w ostatnim drafcie. Minął również okres próbny dla Bennetta w którym nie wypadł pozytywnie.

Od trade'u na linii Bulls-Cavaliers sporo zmieniło się w szeregach naszej drużyny. Ściągając Luola Denga, Dan Gilbert dał wyraźny sygnał, że teraz celem minimum są playoffy "Załataliśmy dziurę" na pozycji niskiego skrzydłowego, ale tym samym Mike Brown drastycznie ograniczył minuty innych zawodników na tej pozycji. W szczególności Bennetta. W ostatnich 5 wyjazdowych meczach AB zagrał w sumie 10 minut, a w trzech ostatnich spotkaniach nie pokazał się w ogóle na parkiecie.

42 mecze za nami, a Bennett nadal nie jest tym zawodnikiem jakiego wybierali Cavs i nawet nie zbliżył się do statystyk osiąganych w preseason. Więc wyślijmy go do D-League...

D-League. Czyli co?

NBA Development League to swojego rodzaju zaplecze NBA. Zazwyczaj grają tam zawodnicy niewybrani w Drafcie, ale również koszykarze wysłani przez drużyny NBA, aby rozwijać swoje umiejętności.

Pierwszym argumentem dlaczego rookie powinien trafić do słabszej ligi to cyfry. Średnie statystki Anthony'ego w tym sezonie to 2.4 punktu, 2.2 zbiórki i 0.2 asysty na skuteczności 26% z gry i 14% zza łuku. I sławny już PER 1.1. Warto przy tym dodać że Kanadyjczyk ma więcej strat niż asyst, przechwytów i bloków razem wziętych.

Drugą ważniejszą rzeczą to rozwój fizyczny i pokonanie bariery psychicznej.

"Myślałem o tym. Gra w D-League to nie jest coś złego, mam nadzieje że dostanę dużo minut i będę mógł odbudować pewność siebie."


Na pewno byłaby to sprawa bezprecedensowa. Nigdy "jedynka" draftu nie była tak słaba. Dan musi oswoić się z tym że popełnił błąd i zrobić wszystko, aby ten dzieciak przydał się Cavs.

W trakcie pisania tego tekstu przypomniała mi się scena z filmu "Linsanity", gdy Jeremy Lin opowiada o D-League(Dla niewtajemniczonych: film ten jest o drodze jaką przeszedł Lin, aby dostać się do NBA). Jeremy był 3 razy zsyłany do słabszej ligi mimo to ciągle nie radził sobie najlepiej. Tak wspomina tamten okres.

"Gra w D-League to jedna z najtrudniejszych rzeczy jaka może przytrafić się w koszykarzowi NBA w jego karierze. DL to show, nikogo tu nie obchodzą zwycięstwa, każdy dba tylko o swoje statystki. Masz kolegów w drużynie, ale tak naprawdę nie jesteście drużyną."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz