Sebastian Cieśliński
Cleveland Cavaliers podjęli dziś w nocy Charlotte Bobcats
przegrywając, na własnym parkiecie 80:86. Najlepszym strzelcem dla Cavs był Kyrie Irving
zaliczając 18 oczek (10 asyst) na niskiej skuteczności, 5-16 z gry.
Nikt z nas tej porażki się nie mógł spodziewać. Cavs
przegrywające na własnym parkiecie z Bobcats bez Al’a Jeffersona? Naprawdę?
Niestety, ten nieprawdopodobny scenariusz okazuje się być brutalną rzeczywistością.
Nasza drużyna sięga dna, miejmy nadzieje, że nie długo już je znajdzie by mogła
się odbić i powalczyć o wejście do pierwszej 8 wschodu.
Cavaliers, w pierwszych minutach wyglądali dość dobrze. Prowadzili
po pierwszej kwarcie i pierwszej połowie, grając solidnie w defensywie. Na nieszczęście,
nie potrafili tych dobrych momentów gry wykorzystać by odskoczyć „rysiom”. Przeciwnicy
cały czas utrzymywali się na małej stracie punktowej.
Drugą połowę, drużyna z Ohio zaczęła też pozytywnie i nawet
w pewnym momencie udało się odskoczyć na 11 pkt. Niestety Charlotte, utrzymało koncentrację
i dzięki mocnej i agresywnej defensywie doszli Cavs na tylko 6 pkt przed początkiem
czwartej kwarty.
I od tego momentu, zaczęli przejmować kontrolę nad meczem. Michael Kidd-Gilchrist był nie do zatrzymania, zdominowali nas nawet na tablicy.
Jedyną naszą bronią ofensywną był Kyrie Irving, który z początku utrzymywał
Cleveland w grze.
Niestety, to było za mało by wygrać to spotkanie. Bobcats
walczyli z większą zawziętością, bronili mocniej i skuteczniej niż Cavs, przez
co bez większej nerwówki, doprowadzili do zwycięstwa w tym meczu.
Cleveland Cavaliers naprawdę póki co zawodzą swoich fanów.
Grają bez energii, bez pomysłu w ofensywie i w obronie również nie jest aż tak
dobrze jakbyśmy się mogli tego spodziewać. Mam nadzieje ze sztab trenerski
zacznie lepiej instruować naszych zawodników, a jeśli to będzie nie możliwe mam
nadzieje, że zarząd klubu nie będzie się bać zrobić zmiany personalne i chce
zaznaczyć, że nie mówię tu w tym momencie o tylko zawodnikach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz